niedziela, 3 kwietnia 2011

Diabelskie sztuczki...

Francisco Palacios  (fot. bokser.org)
Kiedy po kolejnej rundzie przegrywający na punkty i wyraźnie skonfundowany Włodarczyk odpoczywał w narożniku, trener Fiodor Łapin wypowiedział słowa, które nie tylko obrazują przebieg walki, ale stanowią klucz do zrozumienia "widowiska" zafundowanego polskim kibicom: "Krzysiek, uderzaj, daj szansę sędziom!".

Mimo iż popularny Diablo obiektywnie nie dał tej szansy, sędziowie i tak "zrobili swoje". Adrio Zannoni widział przytłaczającą przewagę Włodarczyka i wypunktował walkę 118-112 (!), co tylko nieznacznie różni się od nie mniej skandalicznego wyniku 116-113, który wyszedł spod ręki francuskiego arbitra Robina Dolpierre’a.

Naprawdę żal było słuchać wyjaśnień Włodarczyka, który tuż po tym, jak Tomasz Babiloński szepnął mu kilka słów do ucha (prawdopodobnie wynik walki), poprosił o mikrofon i rozpoczął patriotyczną przemowę, prosząc o zrozumienie i wsparcie bez względu na wynik (który już pewnie znał), ponieważ „wszyscy jesteśmy Polakami”. Ktoś to kupił? Nie wiem także, kto mógłby uwierzyć w zapewnienia Diablo, że (anty)boks w jego wykonaniu był wynikiem przemyślanej strategii, a wina za beznadziejne widowisko powinna spaść na Palaciosa, który „ciągle uciekał”. Czy przypadkiem nie to samo słyszeliśmy z ust Włodarczyka po  dwóch pojedynkach z o wiele lepszym od Palaciosa Cunninghamem?   

Jaki wynik byłby sprawiedliwy? Komentujący werdykt Janusz Pindera i Przemysław Saleta zgodnie uznali, że wynik 115-113 dla Palaciosa byłby w miarę uczciwy. Choć można się sprzeczać, czy puertorykański pięściarz faktycznie zwyciężył tylko dwoma punktami, to jedno powiedzieć da się z całą pewnością: Diablo nie zasłużył na zwycięstwo. Natomiast nie ma większego sensu rozpisywać się o poziomie sportowym pojedynku – walka była po prostu bardzo słaba. Lecz czy słaba walka powinna z „definicji” promować aktualnego czempiona, szczególnie wtedy, gdy ten przez całe starcie trafił czysto nie więcej niż kilka ciosów? Taka logika prowadzi do absurdu – przykro, że tą logiką posługują się tak uznane postacie polskiego boksu, jak Jerzy Kulej, czy etatowy komentator bokserski Polsatu Andrzej Kostyra.          

O tym, że coś się święci było już wiadomo przed walką: zrezygnowano z zasady otwartego punktowania, czyli podawania wyniku po każdych czterech rundach walki (WBC od kilku lat w pojedynkach o tytuły mistrzowskie stosuje tę zasadę). Dlaczego? Czy to zwykły przypadek? A może świadome posunięcie organizatorów, by uczynić pięściarski spektakl jeszcze bardziej atrakcyjnym?   Tego oczywiście wykluczyć nie można, lecz jeśli weźmie się pod uwagę, o co naprawdę toczyła się gra, to sprawa zaczyna wyglądać, co najmniej podejrzanie.

Perspektywa wielkich pieniędzy związanych z turniejem „Super Six”, w którym dzięki zwycięstwu Włodarczyk „wywalczył” sobie miejsce, nie mogła nie mieć wpływu na – delikatnie mówiąc – organizację walki. Tylko naiwni będą utrzymywać, że stawką pojedynku był jedynie prestiżowy pas WBC.

Jeśli wziąć pod uwagę również to, że dzięki Włodarczykowi, który jest przecież koniem pociągowym grupy 12roundKP, w turnieju znaleźć się może Paweł Kołodziej (rezerwowy), oraz że będzie to doskonała okazja by wypromować grupę, co z kolei ma wpływ na podpisywane przez nią kontrakty telewizyjne i sponsorskie – to wszystko zaczyna nabierać innego, ponurego znaczenia, a porównania do „przekrętu” z walki Huck-Lebiediew wydają się aż nazbyt uzasadnione.

Grzegorz Maryniec 

niedziela, 20 lutego 2011

Po godzinach: bar bokserski Paco Bueno!

Rękawice bokserskie, żeby było wiadomo, co to za miejsce...
Gdyby ktoś wybierał się do San Sebastian, to polecam knajpkę założoną ponad 60 lat temu (!) przez hiszpańskiego mistrza wagi półciężkiej i ciężkiej Paco Bueno. Nie ukrywam, że postać Paco i jego bokserska historia nie były mi wcześniej znane, niemniej nie przeszkadzało mi to ani trochę w raczeniu się klimatem tego niepowtarzalnego miejsca. 








Ściana pamięci :-)
Na ścianach obok portretu założyciela tej ponoć jednej z najlepszych (i tanich!) knajpek w zabytkowej dzielnicy San Sebastian, można zobaczyć także wizerunki innych hiszpańskich i baskijskich pięściarzy, np. Isidoro Gaztañaga Ibarry. Oczywiście znalazło się też miejsce na plakaty z Muhammadem Alim, czy Mike'iem Tysonem.










Bar od frontu. Godzina 13.00...  W środku całkiem tłoczno.
Początek lutego. W cieniu 19-20 stopni...

sobota, 19 lutego 2011

Sonda zakończona: warto opisywać przekręciarstwo w boksie!

98 % uczestników sondy (57 głosów) zamieszczonej na blogu uznało, że warto opisywać przypadki nieuczciwości w świecie boksu zawodowego, oraz, że może się to przysłużyć walce z tą patologią!

Dziękuję wszystkim za udział w tym mikrosocjologicznym badaniu opinii i mogę powiedzieć jedno: zgadzam się z Wami!

PS.Ciekawe, kim jest ta jedna osoba, która zagłosowała na "nie"? :-) A może to po prostu pomyłka...

wtorek, 4 stycznia 2011

PZB będzie szkolić dziennikarzy… czy politruków?

Leszek Jankowiak będzie szkolić...dziennikarzy.

PZB będzie szkolić dziennikarzy… czy politruków?

Po kilku ostatnich skandalach sędziowskich Polski Związek Bokserski postanowił przeszkolić… dziennikarzy piszących o boksie!

Inicjatywa wydaje się godna uwagi. PZB chce poprowadzić szkolenie na temat punktowania walk zawodowych. Nauka ma przede wszystkim polegać na wspólnym analizowaniu wybranych pojedynków (i tu od razu nasuwa się pytanie: czy zostaną poddane analizie walki, które wzburzyły środowisko polskich fanów pięściarstwa? Mam na myśli skandaliczny wynik pierwszego pojedynku Snarskiego z Cieślakiem, lub walkę tego drugiego z Zeganem i "słynne" 10-8 wypunktowane na korzyść Cieślaka przez Włodzimierza Kromkę… mimo iż Zegan nie leżał na deskach, a przebieg rundy nie wskazywał na absolutną dominację Cieślaka).

Nie byłoby w tym oryginalnym pomyśle PZB nic dziwnego, gdyby nie to, że szkolenie ma trwać kilka dni (!), kosztować ok. 900 zł (!), a głównym prowadzącym ma być Leszek Jankowiak (!).

Leszek Jankowiak to z pewnością bardzo dobry sędzia. I w dodatku prawdziwy patriota! Jak bardzo potrafi przedkładać ów patriotyzm ponad neutralność i obiektywność sędziowskiego rzemiosła pokazał punktując rewanżową walkę Rafała Jackiewicza z Janem Zaveckiem. Przypomnijmy, że walka momentami wyglądała, jak mecz piłkarski niemalże do jednej bramki. Ciężko byłoby wskazać choćby jedną rundę wygraną przez Jackiewicza, który po walce sam przyznał, że walka mu nie wyszła i sromotnie ją przegrał na własne życzenie. Podobne zdanie wyraził jego promotor Andrzej Wasilewski, a także trener Fiodor Łapin i chyba każdy dobrze widzący na oczy kibic przed telewizorem oglądający zmagania Rafała.

Inne zdanie, co do przebiegu walki, miał Leszek Jankowiak. Wypunktował remis (114-114)…  Chciałoby się powiedzieć, komentując ten "remis": patriotyzm patriotyzmem, ale sędziowanie niech mimo wszystko pozostanie bezstronne. 

Wróćmy do szkolenia. Pytania same cisną się na usta. Czy naprawdę trzeba, aż kilku dni, by wytłumaczyć ludziom na co dzień żyjącym boksem, na czym polega punktowanie walki zawodowej i jaka jest różnica między punktacją w formule amatorskiej, a boksie zawodowym? Czy naprawdę to musi kosztować prawie tysiąc złotych? Do czyjej kieszeni wpadnie ta spora sumka? I ostatnie pytanie, choć najważniejsze: czy po ostatnich sędziowskich kompromitacjach PZB nie powinno ponownie przeszkolić sędziów, zamiast organizować szkolenie dla dziennikarzy?!

Komu chcecie robić wodę z mózgu, Panowie z PZB? 

Czas politruków się skończył. Kit wciskajcie innym.

sobota, 1 stycznia 2011

Skandal roku, czyli wynik walki Krzysztofa Cieślaka z Dariuszem Snarskim (10 X 2010, Łomianki)

Kontrowersje bokserskiego roku 2010. Część I: skandal roku.

To jest skandal – ja się nie bawię w te klocki!” – powiedział po ogłoszeniu werdyktu Krzysztof Kosedowski, były pięściarz, dziś trener i komentator telewizyjny. I faktycznie miał rację! Wynik walki pomiędzy Dariuszem Snarskim (32-31-2, 6 KO), a Krzysztofem Cieślakiem (16-2, 5 KO) jak chyba żaden inny wynik pojedynku między polskimi bokserami zawodowymi, wzbudził powszechne oburzenie.

Walka mogła się podobać. Stroną nacierająca był starszy o blisko 17 lat Snarski -  "walczący niczym w transie", jak słusznie zauważył wspomniany już wcześniej Kosedowski. Podwójny, czasami potrójny lewy prosty, kombinacje, mocne i widoczne ciosy na tułów, świetna obrona przed groźnymi kontrami Cieślaka, żelazna wydolność do ostatniej rundy i zaciętość – mogłoby się wydawać, że to aż nazbyt dużo, żeby wygrać tę walkę z niezwykle anemicznym tamtego wieczora Cieślakiem, który całe swoje boksowanie sprowadził do „czekania na jeden nokautujący cios”.

Cieślak w tej walce nie wygrał więcej niż dwie rundy (być może 1. i 9. rundę, w której kilkoma celnymi sierpowymi zachwiał Snarskim). Trzeba również dodać, że w starciu 2. doświadczony sędzia ringowy Daniel van de Wiele odjął jeden punkt Cieślakowi za uderzenie głową, które skutecznie rozorało łuk brwiowy Snarskiego i do końca walki zalewało krwią jego oko, co jednak nie za bardzo przeszkadzało białostocczaninowi punktować statycznego i dającego się trafiać Cieślaka.

Jakże wielkie było zdziwienie zgromadzonej publiczności i chyba nawet samego teamu Cieślaka (może oprócz Diablo Włodarczyka, sekundującego w narożniku Cieślakowi), gdy konferansjer odczytywał punktację: jednogłośne zwycięstwo na punkty Krzysztofa Cieślaka! Mimo że walka odbywała się na terenie zawodnika grupy promotorskiej Tomasza Babilońskiego, publiczność potrafiła obiektywnie skomentować ten fakt: długie gwizdy i buczenie dobrze oddały atmosferę jaka zapanowała na hali po ogłoszeniu tego niesprawiedliwego wyniku. Cieślakowi puściły nerwy i w wymownym geście „podziękował” publiczności za ten komentarz. No cóż...

Ciężko przyjąć, że wynik walki był sędziowską pomyłką... Pozostało dojmujące uczucie "przekręcenia" wyniku, "przekręcenia" Snarskiego i robienia kibiców w przysłowiowego wała. Nawet zazwyczaj nieruchawy Polski Związek Bokserski nie mógł przejść obok sprawy obojętnie.

Sprawiedliwości stało się jednak zadość! Dwa miesiące później Snarski wziął srogi odwet w walce rewanżowej, która spokojnie mogłaby być nominowana do walki roku na krajowym podwórku. Dwa nokdauny Cieślaka (runda 3. i 9.) i większość rund wygranych wyraźnie przez kolejny raz świetnie dysponowanego Snarskiego, tym razem nie pozostawiły już wątpliwości, kto na obecną chwilę jest najlepszym polskim zawodnikiem wagi lekkiej w Polsce…

PS. Ciekawostka: należy nadmienić, że wynik z kart punktowych ogłoszony tuż po walce różni się od tego „formalnego” i zaksięgowanego na boxrec’u. Ale kto by się tym przejmował...

GM

Pierwsza część tego momentami jednostronnego pojedynku, zakończonego kontrowersyjnym wynikiem:


niedziela, 26 grudnia 2010

Kontrowersje bokserskiego roku 2010. Prolog

Krytyczne podsumowanie roku 2010 w polskim boksie zawodowym rozpoczynam od oburzającego przypadku ignorancji promotorów, organizatorów oraz decydentów z PZB wobec kibiców i sympatyków pięściarstwa. Sprawa jest na tyle poważna, że postanowiłem potraktować ją jako wstęp do krytycznego podsumowania roku "cudów", jakim bez wątpienia był w boksie zawodowym rok 2010. 

Walka "pokazowa" Krzysztof Szot vs. Krzysztof Cieślak (Grodzisk Mazowiecki, 22. XII 2009).

Końcówka roku 2009 okazała się pechowym zwiastunem roku następnego przynosząc wydarzenie bez precedensu w polskim boksie zawodowym.

Walka dwóch bokserów promowanych przez grupę Tomasza Babilońskiego na długo pozostanie „nie do przebicia”. Niestety nie chodzi o poziom sportowy - akurat tego walce Szota z Cieślakiem odmówić nie można. Starcie dwóch czołowych polskich bokserów zawodowych wag lekkich mogło się podobać… gdyby nie fakt, że właściwie z formalnego punktu widzenia walka się nie odbyła… Okazało się bowiem, że było to jedynie starcie pokazowe o statusie wewnątrzgrupowego sparingu szkoleniowego!

Zastanawiające, że zawodnicy nie walczyli w kaskach – jak zazwyczaj się to robi podczas walk pokazowych i sparingowych. Zastanawiać może także to, że choć był to pojedynek pokazowo-sparingowy, jak starał się twierdzić Babiloński i co też zostało potwierdzone przez PZB (po fakcie!), to sędzia – znany wszystkim kibicom Włodzimierz Kromka – po walce zakończonej przed czasem, uniósł w geście zwycięstwa rękę Szota! Co więcej, zwycięstwo Szota zostało obwieszczone przez konferansjera i komentatorów telewizyjnych, a w świat poszła informacja o wyniku (wynik przez pewien czas był obecny na boxrecu – zniknął, by kilka miesięcy później znowu się pojawić i… znowu zniknąć).

Daje do myślenia sprawa zupełnego przemilczenia zmiany statusu walki przez organizatora gali i zarazem promotora obu pięściarzy, oraz niepoinformowanie publiczności o tym fakcie przed galą (ot, takie małe niedopatrzenie...?). Ani komentatorzy, ani portale bokserskie zazwyczaj doskonale poinformowane, a tym bardziej kibice nie zdawali sobie sprawy, że walka została zaplanowana (???) jako pojedynek pokazowy...

Wykręty promotora Tomasza Babilońskiego oraz legendarny już cytat z listu od włodarzy federacji IBF, rzekomo zabraniającej Cieślakowi występu w oficjalnym pojedynku rankingowym, przejdą do historii … polskiego dowcipu bokserskiego: Tomasz, is this true?

GM

Ostatnie fragmenty walki-rankingowej-która-się-nie odbyła, można zobaczyć m.in. tutaj: